niedziela, 29 czerwca 2014

O tym, że można zrobić najgorszy wynik w życiu i nie zwariować.

Bieg Piotra i Pawła, niedziela 29 czerwca, dystans 10km, czas netto 1:03:11

Nigdy, przenigdy w mojej sześcioletniej przygodzie z bieganiem nie wykręciłam tak słabego czasu na dychę. Były lepsze i gorsze starty, ale zawsze zamykały się w 58, góra 59 minutach. A tu bach. Godzina zero trzy i jedenaście sekund. Kiedyś uznałabym to za porażkę sezonu, wynik który należy na zawsze wykreślić z pamięci. A dziś? Dziś przyjmuję go z pochyloną głową, świadoma tego, że sama sobie na niego zasłużyłam. Bo...

Po pierwsze brak treningów. Od październikowego startu w maratonie nie zrobiłam z moim bieganiem nic sensownego. Zabrakło systematyczności, przemyślanego planu no i przede wszystkim jasno wyznaczonych celów, które by pozwoliły ogarnąć to moje bieganie w jakąś sensowną całość.

Po drugie pływanie. Postanowiłam zostać mistrzynią swojej dzielnicy w stylu dowolnym, więc zamiast koncentrować swoją energię na bieganiu (albo dla równowagi dzielić ją między bieganie a pływanie) ja trzy razy w tygodniu zapewniałam sobie niezbędną dawkę chloru i Bóg wie czego jeszcze.

Po trzecie brak wypoczynku. Skoro zachciało mi się dbać o kulturalną część mojej egzystencji i podróżować 5 godzin w jedną stronę na koncert Erica Claptona (kładąc się spać o 6:00 rano w dzień biegu) to nie mogę się dziwić, że na linii startu pojawiła się ogólna ciężkość nóg i wszechogarniające zmęczenie. Żeby nie było - koncertu wcale, ale to wcale nie żałuję:)

No i wreszcie po czwarte pogoda. Upał nigdy nie był sprzymierzeńcem mojego biegania. A jeśli do punktu czwartego dodać trzy poprzednie to wynik powyżej godziny to pewniak.

Każdy start czegoś uczy. Mnie nauczył na pewno jednego - jeśli się nie biega, to nie ma się co liczyć na sensowny wynik. A więc do roboty!

środa, 11 czerwca 2014

No to dziś poćwiczymy nawroty

Osiem lekcji temu zaczęłam pracę nad stylem dowolnym. Pracę dodam nielekką. Nielekko było mi już na samym początku, kiedy moje wyobrażenia na temat prezentowanej techniki zderzyły się z surowym okiem instruktora. Od tego czasu przeszłam chyba wszystkie możliwe etapy, od totalnego zaskoczenia, przez zniechęcenie aż do pełnej mobilizacji, wypiłam hektolitry chlorowanej wody (aż dziwne, że nie święcę jeszcze nocą), a co po niektóre pozycje pływackie z pewnością stały by się niejednokrotnie hitem na youtube. Nie zraża mnie to jednak, bo ja naprawdę (tak naprawdę, naprawdę) pragnę pływać szybciej.

W poniedziałek przyszło mi pływać w nowym dla mnie obiekcie, tj. na basenie AWF-u. Zawsze stresują mnie takie miejsca. Nie wiem w którą stronę się kierować do szatni, jakie panują tam zasady, czy godzina basenowa zostanie "otrąbiona" czy też może samemu trzeba pilnować czas. Kiedy udało mi się już ogarnąć te na pierwszy rzut oka banalne czynności i dotrzeć nad taflę wody usłyszałam od instruktora - "dziś poćwiczymy nawroty". Że niby co? Że niby ja, która nadal nie opanowała własnych nóg i rąk podczas pływania ma teraz konfrontować się ze ścianą:)? Nie było zmiłuj. Najpierw były fikołki "na sucho", później nawroty z brzucha na plecy, aby w końcu przejść do wersji "full". I jak się można spodziewać cudów nie było. Podejście numer 1 zakończyło się obfitym zachłyśnięciem, podejście numer 2 było tak spowolnione, że tylko siła umysłu pozwoliła mi się odbić od ściany, a podejście numer 3 ... cóż to podejście zakończyło się nie na tym torze, na którym je zaczęłam:). 

Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale też nie mówił, że czasami będzie tak ciężko. Pozostaje tylko zatkać nos, oddychać równomiernie i robić swoje:)

niedziela, 25 maja 2014

Zielono mi!

Idealna pogoda? Taka, kiedy niebo jest absolutnie błękitne, lazurowe, a białe chmury leniwie przetaczają z jednego jego końca na drugi. Słońce świeci, wiatr delikatnie schładza twarz, a temperatura nie przekracza 20 stopni. No i w taki dzień pojawia się dylemat - run or bike? Oczy nieporadnie błądzą między fioletowymi butami do biegania, a rowerem który zdaje się wołać - jedźmy, no jedźmy! Ostatecznie wizja przepełnionego zielenią, śpiewem ptaków i spokojem Wielkopolskiego Parku Narodowego wygrywa. Zakładam kask, zapinam spd i ruszam przed siebie. Pewnie normalnie do WPN był pobiegła, ale niestety obecna forma na to nie pozwala. Dobrze, że jest mój bike. Razem przejechaliśmy pierwszy maraton MTB i to chyba złączyło nas na zawsze (no dobra, powiedzmy do czasu aż bike pokryje się rdzą i będzie go trzeba oddać na złom;-).

Dzisiejsza trasa, choć przejechana już wiele razy, znów zaskakuje. Błoto, dużo błota. Do tego podjazdy, które tym razem próbuję sforsować z większą prędkością. Tylko na jednym z nich schodzę z roweru i prowadzę go posłusznie obok - moje zęby i kości są dla mnie nadal cenne, a po tak długiej przerwie nie czuję się tak bezpiecznie w spd jak kiedyś. Aż chce mi się krzyczeć ZIELONO MI! Po wczorajszej, nocnej ulewie wszystko rozkwitło i wprost buzuje wieloma odcieniami zieleni. I nawet obolałe mięśnie (cóż, trzeci wypad na rower w tym roku raczej nie czyni ze mnie przygotowanej do sezonu rowerzystki) nie dokuczają tak bardzo, kiedy wokoło przyroda czaruje, oj czaruje.

33,31 km, w średnim tempie dalekim od ideału. Ale co z tego, kiedy w duszy zielono, oj bardzo zielono mi!

Źródło: http://fotografiapoznan.blogspot.com

czwartek, 15 maja 2014

Że niby ja nie umiem pływać kraulem?

Zaczęło się od kolegi w pracy. Przy porannej kawie dowiedziałam się, że zaczął chodzić na naukę pływania. Opowiadał o tym z takim zapałem i zaangażowaniem, że aż mi samej przeszła przez głowę myśl.... Ale nie, nie. Przecież ja UMIEM pływać! Lata nauki, a później doskonalenia pływania w podstawówce, całe liceum "przepływane" w ramach obowiązkowych zajęć w-f, później studia i znów sporo pływania. Ale myśl została. Może jednak spróbować? Przekonać się co robię źle i nad czym należy popracować. Od słowa do czynu i dziś uczestniczyłam w pierwszych indywidualnych zajęciach pływania. 

Źle prowadzę ramię i dłoń, ruch nóg może i jest ale na pewno nie zaczyna się w stawie biodrowym.Wiele można by wymieniać. Praca nad techniką to orka  Straszna orka. Barki bolą mnie niemiłosiernie, a nie wydaje mi się abym przepłynęła jakąś szaloną ilość długości. No i to zadanie domowe... Cały weekend spędzę machając rękoma na sucho i mokro. Bo ja teraz nie odpuszczę. Nie ma takiej opcji.

niedziela, 11 maja 2014

Fioletowo mi:)


Były już Mizuno, Adidas, NB i Asicsy. Te ostatnio zagościły na moich nogach nawet na dłużej, a więc ostatnio tak sobie pomyślałam, że czas na zmiany. Moment był jak najbardziej trafiony, bo moje bieganie naprawdę potrzebowało jakiegoś bodźca (a jak pokazuje doświadczenie nowe buty zawsze spełniały się w tej roli). Poszukałam, poczytałam i wstępnie wybrałam kilka modeli. Tym jednak razem nie udałam się jak zawsze do sklepu Marcina Fehlau przy ul. Kanałowej, a do Sklepu Biegacza przy ul. Słoncznej. Podczas zeszłorocznego obozu biegowego w Szklarskiej Porębie moja współlokatorka, Kamila, wypowiadała się bardzo pozytywnie o profesjonalnej obsłudze, dużym wyborze etc. Postanowiłam więc się sama przekonać, czy jest faktycznie tak, jak mówiła. Nie zawiodłam się. Wybór mają spory, obsługę dobrze przygotowaną i gotową odpowiedzieć na każde biegowe pytanie, a każde buty można przetestować na bieżni mechanicznej. No i tak stałam się szczęśliwą posiadaczką fioletowych Nike'ów i czuję, że w tych butach zdziałam w tym roku cuda:)
 
 

niedziela, 4 maja 2014

Way to go, girl!

Jakiś czas temu postanowiłam poszukać dla siebie planu, coś w stylu "jak odzyskać biegową formę" (no bo w końcu, chyba jakaś tam forma mi została?). Ciężko nie było. Pełna optymizmu czytam..."jeśli przerwa wynosiła 1-3 dni zacznij od tygodnia x, jeśli 7-15 dni zacznij od tygodnia y, jeśli 20-30 dni...po takiej przerwie trzeba zacząć treningi od początku". No i wymiękłam. 

Kiedyś, gdy byłam u szczytu biegowych możliwości, przejście podczas treningu do marszu kojarzyło mi się z porażką i równoznaczne było z tym, że "położyłam" daną jednostkę. Teraz, marsz stał się podstawą podstaw. Oczywiście, początkowo do furii doprowadzały mnie komentarze mijających mnie biegaczy, którzy z zapałem nawoływali mnie do tego, aby do marszy nie przechodziła. Z czasem zaczęłam ze spokojem odpowiadać, że tak właśnie ma być, bo ja robię marszobiegi, m-a-r-s-z-o-b-i-e-g-i. Ufff. I tak przez kilka tygodni mniej lub bardziej reguralnie marszobiegałam. 1 km truchtu + 3 min marszu i powtórka. Te kilometrówki całkiem dobrze mi wychodziły, zawsze bowiem wiedziałam, że tuż, tuż, za moment sobie energicznie pomarszuję. Były też takie dni, że całe treningi składały się tylko z marszu. Taki power walking, trwający nawet 1,5 h potrafił nawet dać w kość. 

No dobra, ale ile można tak marszobiegać? Trzeba w końcu spiąć cztery litery i uwierzyć, że da się radę, że przebiegnięcie kilku kilometrów jednym ciągiem i bez zejścia na zawał jest w zasięgu moich możliwości. No i jest! Jest! Przebiegłam dziś 5 km w "kosmicznym" czasie 29:45!

sobota, 5 kwietnia 2014

O umierających Garminach i o tym, że jednak tak źle to chyba nie jest

Wydawać by się mogło, że takie rzeczy przydarzają się tylko systematycznym biegaczom. Takim, którzy nie przerabiają trzy czy nawet czteromiesięcznych przerw od biegania, wytrwale stawiają się na każdym treningu i skrupulatnie notują wszystkie wyniki i osiągnięcia. A jednak się myliłam. W czym rzecz? Otóż Garmin zastrajkował. A wszystko po tym, jak postawiłam sobie za punkt honoru powrót do biegania i odbudowę formy, zrobiłam porządek w biegowych rzeczach oraz podłączyłam zegarek do ładowania. Ładował się pięknie, a ja z drżeniem serca myślałam jaką prędkość pokaże licznik na pierwszym treningu. Na myśleniu się skończyło. Zegarek umarł i ani soft, ani hard, ani nawet master reset na nic się nie zdały.

Nie jest jednak celem tego wpisu narzekanie, jak to się w moim biegowym światku źle dzieje. Że jest zadyszka, hardcorowe zakwasy, chwile zwątpienia i umierające Garminy. Bo koniec końców Garmin mnie jednak nie zawiódł i przysłał nowiutki zegarek z pełnym osprzętem!!! A mi jeszcze bardziej zachciało się biegać. I mimo, że na razie jest to raczej marszobieganie to myślę, że z czasem, powolutku, pociuchutku odbuduję moją biegową formę.