Gromadzę mnóstwo rzeczy. Bo żal wyrzucić, bo jeszcze się przyda, bo wykorzystałam tylko raz (więc tym bardziej muszę zatrzymać). I tak rok po roku dorobiłam się pokaźnej kolekcji - ubrań, ustaw, książek z czasów studenckich (do których jednak od czasów studenckich ani razu nie zajrzałam), a nawet ... kartek okolicznościowych! Nie myślcie jednak, że moje mieszkanie wygląda jak archiwum, magazyn i muzem razem wzięte. Co pewien czas staram się zrobić "przegląd" zgromadzonych rzeczy. Rozstanie się z nimi bywa jednak ciężkie i najczęściej połowa tych przeznaczonych do wyrzucenia i tak wraca na swoje miejsce;)
Ubrania i gadżety biegowe to już osobna historia. Koleżanki czasami się śmieją, że mam ich więcej niż tych zwykłych, codziennych, do pracy i poza nią. Jest w tym trochę prawdy. Czasami po prostu nie mogę się oprzeć i mimo, że posiadam już taką czy też inną koszulkę, to kupuję kolejną ... w innym kolorze;) Ostatnio jednak, gdy ubrania biegowe zaczęły (dosłownie) wylewać się z szaf postanowiłam zrobić przegląd sportowej garderoby. Są koszulki, których nie miałam na sobie od miesięcy, lat, ale sentyment jest tak duży, że nie pozwalał mi do tej pory się ich pozbyć. Są spodnie biegowe których nigdy nie ubrałam, bo kupiłam ... za małe. Ale najwiekszym hitem są chyba jednak książki biegowe. Każda kiedyś zaczęta, niektóre nawet z zaznaczonymi cytatami i najistotnyszymi informacjami, ale żadna (absolutnie żadna) nieskończona. Przeszłam samą siebie i czas najwyższy zabrać się za gruntowne porządki.
Swoją drogą, gdybym przeczytała wszystkie te publikacje i przyswoiła tak pokaźny zasób wiedzy to kto wie, może i maratony biegałabym o 15-20 minut szybciej? Pomarzyć nie zaszkodzi:)
Ciuchów biegowych też mam pełno, niektóre może raz miałam na sobie... Będę się ich pozbywać jak zaczną się wysypywać z szafy ;) książek o tematyce biegowej mam zdecydowanie mniej, bo aż jedną :)
OdpowiedzUsuńJedną, ale pewnie przeczytaną. A ja mam cztery i żadna nieskończona. Jeszcze:)
OdpowiedzUsuń