Niby, że ja? Na serio? Ja? Sama do końca nie mogłam w to uwierzyć, ale w październiku przyszedł ten czas - czas wielkiego roztrenowania.
Przez ostatnich kilka lat bywało tak, że sezon po sezonie nibysobiebiegałam, ale to nibysobiebieganie żadnych efektów nie przynosiło. Żadnego planu nie zrealizowałam do końca, w żadnym maratonie nie wzięłam udziału - to i nie było z czego się roztrenowywać. Idąc dalej tym tokiem myślenia - skoro nigdy wcześniej się nie roztrenowywałam, to też nie miałam żadnego (słownie żadnego) doświadczenia w tym temacie.
Pomysł numer 1 - nie biegam. Nadrobię zaległości towarzyskie, książkowe, filmowe. Totalna sportowa laba. Jak powiedziałam, tak wytrzymałam całe 6 dni. Siódmego dnia przebiegłam półmaraton, zbliżając się nawet dość blisko 2h i osiągając najlepszy wynik na tym dystansie w tym roku (tak, wiem, wiem wynik nie napawa dumą). Siódmego dnia stwierdziłam, że pomysł numer 1 jest najgłupszym z możliwych i zaczęłam myśleć nad czymś innym.
Pomysł numer 2 - dwa razy w tygodniu biegam po 6-7 km + dwa razy w tygodniu pływam. Organizm odczuł co prawda boleśnie powrót na basen po długiej przerwie, ale mięśnie dosyć szybko przypomniały sobie kraula i z każdą wizytą było już coraz znośniej. Niestety po dwóch tygodniach wszystko się sypnęło. Więcej pracy w pracy, nocne zakuwanie do egzaminów, permanente niewyspanie i na koniec przeziębienie. Efekty? Pomysł drugi, jak najbardziej sluszny według mnie, nie miał szans na przetrwanie. Przetrwał dwa tygodnie, co i tak uważam za swój wewnętrzny sukces.
Pomysł numer 3 - spontan. Jeśli mam chęci i czas, biegam. Nie mam chęci i czasu, nie biegam. Efekty? Potrafiłam przez 4 dni totalnie nic ze sobą nie robić, aby później nadrabiając stracony czas, biegać dzień po dniu. Urywane treningi, bez sensu i przemyślenia, skończyły się tym, że wróciłam do punktu 0. Zerowa kondycja, zero pomysłów na mojego bieganie, zero planów i celów.
Pewnie z kolejnym roztrenowaniem będzie lepiej i łatwiej. Zaplanuję je z głową i będę konsekwetnie realizować. Teraz czas pozbyć się tego lenia, który totalnie mnie opanował i zacząć kreślić plany na kolejny sezon sportowy.