niedziela, 30 marca 2014

Full body disaster

Droga do powrotu do formy jest bardzo wyboista. Jest zadyszka, są zakwasy no i jest psychika która nie współdziała. No nie współdziała i już. Z założenia nie narzuciłam sobie reżimu w postaci planu treningowego, bo wiem, że długo bym nie wytrzymała. Choć nawet bez planu jest ciężko, czasami nawet bardzo. 

Póki co biego-truchtam 3 razy w tygodniu po 4 kilometry. Czuję (ba, ja wiem choć baterie w wadze łazienkowej umarły), że utyłam. Toczę się więc po parkowych alejkach jak taka beczka, a spacerowicze będący przypadkowymi świadkami tego widowiska tylko czyhają jak ta beczka straci równowagę i się przewróci. Co tu dużo mówić, makabra. Jakby tego było mało postanowiłam jeszcze bardziej obnażyć brak formy i zabrałam się za następujące treningi: http://www.youtube.com/watch?v=uMHreHGYH9w.Chyba nie zdziwi nikogo jeśli powiem, że pot się lał strumieniami, a część ćwiczeń została zrealizowana w 50 %. Tytuł mówi sam za siebie - FULL BODY DISASTER!


niedziela, 23 marca 2014

Seven point two

13 październik, listopad, grudzień i tak aż do dziś. W międzyczasie jeden wypad na basen i cztery, no może pięć treningów biegowych. Choć w sumie słowo trening jest chyba dużą przesadą. Od kilku dni po głowie plącze mi się jedna myśl. Muszę wrócić, zacząć od 3 km czy 15 minut. Nieważne. Liczy się ten pierwszy krok, przełamanie się, walka ze własnymi słabościami. 

Możecie mi wierzyć albo nie, ale zakładając dziś buty biegowe zastawiałam się, czy jeszcze pamiętam jak się wiąże sznurówki. I ten wewnętrzny niepokój - czy faktycznie po 15 minutach padnę i nie powstanę, czy będę miała zadyszkę i nogi ciężkie jakby były zrobione z ołowiu. Postanowiłam biec wolno, chwilami bardzo wolno i zobaczyć ile pociągnę. Celowo nie włożyłam na nadgarstek zegarka. Monitorowanie średniej przelotowej raczej nie dodałoby mi dziś skrzydeł. 

I tak sobie biegłam. Kilometr, po kilometrze. Wolno, spokojnie, skupiając się na oddechu i sygnałach wychodzących z organizmu. Udało mi się zrobić dwie pętle w moim ukochanym parku nad Wartą. Całe dwie pętle, czyli siedem przecinek dwa kilometry. Przez najbliższe dwa tygodnie mam w planach tak sobie właśnie "marszować", aby organizm nawykł odrobinę do ruchu (swoją drogą na samą myśl, że dopuściłam do takiego stanu jest mi wstyd...). A później znajdę sobie plan w stylu "10 km dla początkujących" i zobaczymy.

niedziela, 9 marca 2014

Staying light czyli małymi krokami w stronę normalności

Prawie trzy miesiące w podróży, w hotelach, w pociągach i samolotach. Na dalszy plan odeszło bieganie i zdrowe odżywianie. Szybka przekąska przed komputerem, kilka espresso dziennie, czasem po 3 h snu.

Jestem wygłodniała mojej normalności. Warzyw, owoców, soków, basenu, biegania, jakiegokolwiek ruchu innego niż stukanie palcem wskazującym w klawiaturę komputera. Ba, moja normalność wraca do mnie na tydzień. Tak, na cały tydzień. Lodówka już pełna zdrowych smakołyków. Zapowiada się kulinarne szaleństwo. Gorzej będzie z bieganiem. Już teraz wiem, że będzie to z pewnością praca od podstaw. Trzy, maksymalnie pięć km w tempie 6:30 / km z zadyszką i zakwasami dzień po... Powoli zabieram się za szukanie planu pt "5 km dla początkujących"... Nic innego mi chyba nie pozostało.