niedziela, 19 maja 2013

Bo ja muszę teraz trochę ponarzekać

"Nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani biegacze". Tak, tak słyszałam, czytałam i szczerze - średnio w to wierzę. Okey. Jesienią można omijać kałuże w kapturze szczelnie otaczającym głowę, a zimą założyć dwie pary rękawiczek, trzy warstwy odzieży na górę. Generalnie przysłowiowa cebulka i do dzieła. A latem??? Latem się nie da. Nie da i już. Powietrze przypomina ciepłą zupę, słońce praży, a na skórze zostają trwałe ślady po leginsach i koszulce. Brrrr.

Co roku mam latem nie lada dylemat z tym moim bieganiem. Rano czy wieczorem? Rano jest mi ciężko się zmotywować by wstać około 5:00. Do tego bieganie na pustym baku to chyba już nie moja bajka. Kilka lat temu potrafiłam tak bez śniadania zrobić 10, a nawet 14 km. Teraz 5 km to już nielada wyzwanie. Wieczory z kolei pozwalają jedynie na bieganie wzdłuż głównych, oświetlonych ulic miasta. Ale czy jest jakiś fun w przemierzaniu kolejnych kilometrów, gdy powietrze jest pełne spalin a w uszach dudni szum aut? I don't think so.

No więc siedzę, myślę i szukam motywacji do porannych treningów. A na usta ciśnie się jedno pytanie: po coś ty kobieto zapisała się na ten cholerny maraton? :)

poniedziałek, 13 maja 2013

Mój rower

Pięć lat temu wysiadły mi kolana. Ortopeda zalecił poszukać innej dyscypliny sportowej, takiej zastępczej, do czasu gdy ponownie wrócę do biegania. Zasugerował rower i tak zostało.

Czarno-czerwony,lśniący i pachnący nowością. Idealny! Zaczęłam jeździć. Sporo jeździć. Kręciłam kolejne kilometry i myślałam. Hmm, a może maraton rowerowy? W sierpniu 2008 r. ukończyłam, w ramach cyklu Mio Bike Maraton, swój pierwszy i jedyny dotychczas maraton rowerowy. Maraton pamiętny, bowiem szerszenie (tak szerszenie!) przypuściły w lesie atak na rowerzystów w odwecie za naruszenie ich terytorium. Mi się też oberwało - pięć ukąszeń. Tego się nie zapomina. Powoli wracałam jednak do biegania. Rowerowałam coraz mniej, rzadziej. Do tego doszedł wypadek rowerowy, podejrzenie złamania żuchwy. W ostateczności rower zaczął częściej służyć jako wieszak na ubrania oraz miejsce wylegiwania się kotów z kurzu. 

Ostatnio spojrzałam na ten obraz nieszczęścia i rozpaczy i postanowiłam go reanimować. W sobotę odstawiłam sprzęt do serwisu, dziś w napięciu poszłam go odebrać. Skrzywiona korba, hamulce do odpowietrzenia, płyn hamulcowy do wymiany. Serwisant wspominał o czymś jeszcze, ale totalnie się wyłączyłam i uszło to mojej uwadze. Okazuje się, że pamiętny wypadek boleśnie doświadczył nie tylko mnie, ale i sam rower.

Nie samym bieganiem żyje jednak człowiek. Siadam ponownie na rower! To już postanowione. Z czasem wymienię/ naprawię wszystkie uszkodzone elementy - serwisant pocieszył mnie, że na razie mogę jeździć tak jak jest i zobaczymy. No to zobaczymy!

niedziela, 5 maja 2013

Wielka Brytania. Tydzień w królestwie fish&chips.

Lubię Wielką Brytanię. Może nawet bardziej niż lubię. Whitard of Chelsea, Fat Face, Super Dry, New Look no i przede wszystkim Primark:) Do tego ten brytyjski akcent, wszechogarniająca zieleń krajobrazów z co rusz pasącymi się owcami, serdeczność mieszkańców (przynajmniej ja się z nią spotkałam). Dużo by wymieniać.

To była moja trzecia podróż do UK. Za każdym razem ogarnia mnie ten sam entuzjazm i radosne oczekiwanie. Snuję w głowie plany co tym razem zobaczę, spróbuję. Lubię chłonąć tamtejszą atmosferę, obserwować barwnych, ekscentrycznych ludzi, którzy w ogóle nie przejmują się tym co myślą i mówią inni. No i rzecz jasna lubię tamtejsze sklepy. Myślcie sobie co chcecie, ale na mnie nawet wizyta w lokalnym supermarkecie robi wrażenie. Regionalne sery, niezliczone odmiany herbat, piw, musli, batoników zbożowych etc. Cóż jestem dziwna:)

Bath
Lyme Regis
Cardiff
Minehead
 
Lokalizacje bardziej i mniej znane, trzy pierwsze na pewno godne polecania.
 
BATH - jedyne w całym UK gorące źródła i pozostałości Łaźni Rzymskich (Roman Bath). No i oczywiście znany nie tylko z ekranizacji powieści Jane Austen - "Perswazja", Royal Crescent. Do tego dobre jedzenie, dużo dobrego jedzenia:)
 

LYME REGIS - położona nad oceanem miejscowość wypoczynkowa. Niezwykle kameralna i klimatyczna. Dla zainteresowanych - mieszka tu wokalista Deep Purple Ian Gillan.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

CARDIFF - któż nie zna tego miasta. Moja pierwsza (niestety tylko jednodniowa) wizyta w Walii. Dwujęzyczne tablice (angielski i walijski) robią niezwykłe wrażenia. No i ten czerwony smok!













Bieganie? Było i to nawet 4 razy. Pływanie? Było, całe 1,7 km na basenie o długości ... 33 m. Cóż, Anglicy zadziwiają pod wieloma względami:)