niedziela, 30 marca 2014

Full body disaster

Droga do powrotu do formy jest bardzo wyboista. Jest zadyszka, są zakwasy no i jest psychika która nie współdziała. No nie współdziała i już. Z założenia nie narzuciłam sobie reżimu w postaci planu treningowego, bo wiem, że długo bym nie wytrzymała. Choć nawet bez planu jest ciężko, czasami nawet bardzo. 

Póki co biego-truchtam 3 razy w tygodniu po 4 kilometry. Czuję (ba, ja wiem choć baterie w wadze łazienkowej umarły), że utyłam. Toczę się więc po parkowych alejkach jak taka beczka, a spacerowicze będący przypadkowymi świadkami tego widowiska tylko czyhają jak ta beczka straci równowagę i się przewróci. Co tu dużo mówić, makabra. Jakby tego było mało postanowiłam jeszcze bardziej obnażyć brak formy i zabrałam się za następujące treningi: http://www.youtube.com/watch?v=uMHreHGYH9w.Chyba nie zdziwi nikogo jeśli powiem, że pot się lał strumieniami, a część ćwiczeń została zrealizowana w 50 %. Tytuł mówi sam za siebie - FULL BODY DISASTER!


2 komentarze:

  1. Dobre słowo na wtorek:
    (gdzieś zasłyszane, zdadzam się) trzeba 3 tygodnie regularnego trening+dieta abys TY zauważyła różnicę, 6 tygodni aby zauważyli to twoi bliscy, 9 tygodni - reszta świata. Nie tak dużo, nie?

    Powodzenia, każda z nas się podnosiła. Dasz radę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, Kasia. Czas się podnieść, oj tak.

    OdpowiedzUsuń