Czasy błogiej, biegowej nirvany minęły bezpowrotnie. Tak jakby nagle (dosłownie NAGLE), przez niewidzialna dziurkę uleciało całe powietrze z balonika. Głowa, a za nią ciało zablokowały się na amen. To jakby połączyć zakwasy po bardzo ciężkim treningu z uczuciem całkowitego nierozciągnięcia poszczególnych części ciała. Czuję się źle, ale nie wiem co mi dolega, skąd przyszło i na jak długo się we mnie zadomowiło.
Normalnie po prostu bym sobie przeczekała tą chwilową (mam nadzieję) niemoc i wróciła do swojego biegowego rozkładu. Ale w takich okolicznościach? Gdy od tak dlugo wyczekiwanego Półmaratonu Poznańskiego dzielą mnie raptem 4 dni... Cóż za niefart... Targają mną sprzeczne emocje. Odpuścić sobie czy też nie odpuścić? W końcu to niejedyny półmaraton w Polsce, niejedyny w 2013.Z drugiej strony 12 tygodni "w miarę" systematycznego biegania... Żal się tak jakoś poddawać. W końcu nie należę do mięczaków, których powala byle przeszkoda...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz