sobota, 30 marca 2013

Ani regres, ani progres


Tak się zdarzyło, że trzeci weekend z rzędu gdzieś sobie startuje. Przecieram oczy ze zdumienia gdy o tym pisze, w końcu Pólmaraton w Pile (wrzesień  2012) był moim ostatnim prawdziwym startem. A potem nic, zero, pustynia biegowa. Jak sobie teraz o tym myśle to chce mi się śmiać. Przyczyny rzadkich startów były zawsze te same. Nieprzygotowanie. A raczej przekonanie o tym, ze tak jest. Nietrafne plany biegowe i fiasko ich realizacji. Bla, bla, bla. Jedna wielka bzdura.    

Run for fun ma w sobie moc. Staje na linii startu i zdaje sobie sprawę, ze nie przybiegne pierwsza, piąta czy nawet dwudziesta. Wiem jednak, ze dobiegne, czasem w pełnych uroku warunkach przyrody, czasem przez kałuże, po lodzie, pod wiatr. Byle biec, byle nie tracić z oczu tego dlaczego biegam i co w tym sporcie kocham.

Wracając jednak do wspomnianych startów 2013. Było ich łącznie trzy, wszystkie w marcu:

Maniacka Dziesiątka, 10km
Biegaj z Chevolet Szpot, 5km
zBiegiemNatury Bydgoszcz, 5km
(bedzie tez czwarty, docelowy jeśli chodzi o pierwsza polowe roku. Pólmaraton w Poznaniu, już za tydzień tj. 7 kwietnia).

Kusząc się na analizę wynikow dochodze do wniosku, ze za każdym razem biegłam podobnie. Fajnie, bo oznacza to, ze utrzymuje formę. Niefajnie bo progresu brak. Co tu jednak dużo dywagowac. Nie wypluwam płuc na treningach, więc nie mam co oczekiwać, ze życiowki bedą same spadać z nieba:)

P.S. Wesołych Świat !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz