wtorek, 12 marca 2013

Poślizg niekontrolowany

Nie jestem fanką zimy. Oczywiście skąpany w słońcu mroźny poranek. białe Boże Narodzenie czy trzeszczenie śniegu po podeszwami butów mają swój niezaprzeczalny urok. Kiedy jednak przychodzi do biegania zdecydowanie nie lubię tej pory roku!
 
Ociagałam się dzisiaj z wieczornym bieganiem. Jeszcze jedna filiżanka kawy, kostka czekolady na poprawę humoru, mały update playlisty na odtwarzaczu mp3. W końcu się zebrałam i wybiegłam. Kilometr za kilometrem mijał niepostrzeżenie szybko, bez większej zadyszki utrzymywałam tempo w okolicach 5:30-5:40 min/km. Plan zakładał 7 przebieżek, ale za radą kolegi postanowiłam sforsować kilka podbiegów. Pierwszy poszedł całkiem nieźle. Drugi...To by było na tyle jeśli chodzi o dzisiejsze bieganie. Kończąc drugi podbieg zaliczyłam nieprzyejmny i bolesny upadek. Poślizgnęłam się i lewym bokiem ciała zderzyłam z ośnieżonym asfaltem. Pech chciał, że najbardziej ucierpiała ta część lewego uda, którą gnębi ITBS. Kontynuowałam jednak bieg, w końcu do domy jakoś trzeba było wrócić. Na koniec spotkała mnie jednak kolejna niespodzianka. W parku położonym opodal centrum Poznania spotkałam lisa! Tak, lista! W centrum miasta! Jako, że boję sie wszelkich zwierząt, małych czy też dużych, krzyknęłam ze strachu i zawróciłam z trasy. A lis za mną. Takiego sprintu to chyba nawet Kenijczyk by mi pozazdrościł.
 
Do Maniackiej Dziesiątki pozostały cztery dni. Cztery dni aby doprowadzić do ładu udo i kolano. Zima zdecydowanie mi nie sprzyja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz