Od tygodnia czas biegnie jak szalony. Nie, nie biegnie.To jest sprint z prędkością ponaddźwiękową. Biegam, załatwiam, planuję, wykonuję. Niestety w tym całym zamieszaniu nie ma miejsca dla jakichkolwiek sportowych aktywności. A gdy już znajdzie się chwila wytchnienia, to jedyne o czym myślę to sen!
W ubiegłym tygodniu plan biegowy został zrealizowany w 75%. Nie jestem tym zachwycona. W tym tygodniu opuściłam już jeden trening, więc w optymistycznym wariancie znów skończy się na trzech jednostkach biegowych. Na dodatek za tydzień Maniacka Dziesiątka. Niby celem jest po prostu dobiegnięcie do mety. Jednak jest to mój pierwszy start nie tylko w 2013 ale też od czasu Półmaratonu w Pile (czyli od jakichś 7 miesięcy). Nie powinnam, ale jednak - stresuję się!
Jutrzejszy natomiast dzień będzie wyzwaniem we wszyskich wymiarach i przekrojach. Aby spiąć wszystko, zadowolić siebie i innych będę musiała stawić się o nieludzkiej porze na ścieżkach biegowych. Cel jest jeden - 16km. Dłuższego dystansu nie pokonałam od wspomnianego Półmaratonu w Pile. Nie wiem jak zareaguje organizm. Nie wiem czy podoła głowa. Nie wiem czy będzie wiało i padało. Zdecydowanie za dużo tych niewiadomych:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz