sobota, 7 września 2013

Dzień jak nie co dzień czyli słów kilka o odpoczynku

Tego mi było trzeba. Po miesiącu niesamowitego zapierdzielania z wywieszonym językiem w końcu nadszedł dzień, gdy nigdzie nie musiałam się spieszyć. Świat sunął do przodu, a ja stałam obok, jakby poza nim.

Ostatnie 4 tygodnie kręciły się wokół trzech rzeczy - praca, bieganie, nauka. Albo nauka, praca, bieganie. Albo bieganie, nauka, praca. Wszystko miało taki sam priorytet. Cóż, tak długo pociągnąć się nie da.

BIEGANIE&NAUKA&PRACA

W sierpniu wybiegałam kilometraż życia. 224 km. Nigdy w życiu nie przebiegłam tyle w jednym miesiącu. Byłam na fali. Zdecydowanie. Niestety zwiększone obciążenia treningowe odbiły się czkawką. ITBS powrócił. Roluję się na butelce, rozciągam wykorzystując ćwiczenia zapamiętane z zeszłoroczenej fizjoterapii, smaruję maścią i wznoszę ręcę do nieba. Not this time! Not this time! W czwartek czeka mnie pierwsza wizyta u fizjo, w przyszłym tygodniu umawiam się do kolejnego (dzięki za namiary Marysiu)! I tak sobie myślę, że dobrze musi być. Musi i już.

Nauka to już osobna bajka. Normalnie słowo drzemka jest mi obce. Jakkolwiek byłabym zmęczona, nie umiem zmrużyć oka w ciągu dnia. Czytając jednak przez ostatnie tygodnie wyłącznie ustawy i rozporządzenia oczy kleiły się nieustannie. Może winowajcą było bieganie. Gdy (najczęściej) ok 21 zasiadałam do książek (najczęściej po solidnej dawce biegania) to nie miałam siły na wiele. Z resztą na egzaminie pojawiły się takie kosmiczne zadania, że nawet gdyby dano mi dodatkowy miesiąc na naukę, nic by to nie zmieniło. Cóż, obleję drugi raz to cholerstwo. Trudno.

Na koniec praca. Definitywnie nie żyję żeby pracować, ale połączenie ze sobą powyższych elementów z nutą nadgodzin w tle to jednak dawka piorunująca. Tylko dla hardcorowców.

Wracając od wątku przewodniego. Dzień jak nie co dzień wypadł dziś. Wyspałam się. Nie nastawiłam budzika. Nigdzie się nie spieszyłam. Podziwiając piękne niebo nad głową niespiesznie poszłam na osiedlowy targ. Kupiłam fantastyczne pomidory "bawole serca", dynię, soczyste jabłka i paprykę. God, I love autumn:) Obejrzałam film! Przeczytałam gazetę! Delektowałam się orzechową kawą z kawiarki. Odpoczywałam. Tego mi było trzeba:)

6 komentarzy:

  1. Bieganie to coś wspaniałego.. ;)
    Jednak czasem warto zwolnić i pozwolić sobie na chwile odpoczynku... :))
    Pozdrawiam serdecznie. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się. Odpoczynek jest równie ważny jak samo bieganie.Pozdr:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpoczywaj przede wszystkim :) ja sobie wyrzucam że się nie oszczędzałam, a w sierpniu wybiegałam kilometraż podobny do Twojego... Biegłaś w Pile? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Biegłam Marysiu ale wynik kiepski. Załapałam nawet lekki dołek-tyle biegania,zero efektów...A jak Twoje boje z pasmem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, tego dnia dość gorąco było, pewnie trudno było o dobry czas... Na pewno uda Ci się poprawić wynik. Co do pasma, to już się cieszyłam na poprawę, poszłam biegać i znów ból wrócił :( wracam do rolowania pasma i na jutro umówiłam się z bratem.

      Usuń
  5. Było ciepło, to prawda. Ale akurat mi temperatura zupełnie nie przeszkadzała. Zawiodła głowa i to, że ruszyła za szybko na początku i na 12km odcięło mi zasilanie. Człowiek uczy się na błędach. Powodzenia z tym cholernym pasmem Marysiu. Nadal liczę, że obie pobiegniemy w Pniu!

    OdpowiedzUsuń