Zaczęło się od kolegi w pracy. Przy porannej kawie dowiedziałam się, że zaczął chodzić na naukę pływania. Opowiadał o tym z takim zapałem i zaangażowaniem, że aż mi samej przeszła przez głowę myśl.... Ale nie, nie. Przecież ja UMIEM pływać! Lata nauki, a później doskonalenia pływania w podstawówce, całe liceum "przepływane" w ramach obowiązkowych zajęć w-f, później studia i znów sporo pływania. Ale myśl została. Może jednak spróbować? Przekonać się co robię źle i nad czym należy popracować. Od słowa do czynu i dziś uczestniczyłam w pierwszych indywidualnych zajęciach pływania.
Źle prowadzę ramię i dłoń, ruch nóg może i jest ale na pewno nie zaczyna się w stawie biodrowym.Wiele można by wymieniać. Praca nad techniką to orka Straszna orka. Barki bolą mnie niemiłosiernie, a nie wydaje mi się abym przepłynęła jakąś szaloną ilość długości. No i to zadanie domowe... Cały weekend spędzę machając rękoma na sucho i mokro. Bo ja teraz nie odpuszczę. Nie ma takiej opcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz