Koleżanka D. - odżywia się zdrowo, czyta etykiety, pije kosmiczne koktajle na bazie papryki i surowych ziemniaków. Generalnie świadomy konsument. Ćwiczy, jeździ na rowerze, chodzi na zajęcia aerobowe typu power pump czy step. No i biega. Tak dla siebie, kiedy ma ochotę i czas. Czysty run for fun.
Ja - nie piję soku z ziemniaków czy buraków, jem o wiele za dużo słodyczy. Generalnie jednak staram się odżywiać z głową. No i biegam. Czasami lecę w trupa (rzadziej), czasami nie. Czasami ogarnia mnie niemoc (obecnie) i wtedy zastanawiam się nad sensem tego mojego biegania (dziś).
Koleżanka D. zaproponowała dziś wypad na bieganie do lasu. Do niebyle jakiego lasu -Wielkopolskiego Parku Narodowego (WPN). Takiego impulsu było mi trzeba. Od pewnego czasu ogarnia mnie biegowa niemoc. Turlam się po ścieżkach z taką prędkością, że zawstydzam tym samą siebie.
Wbiegłyśmy do WPN-u i dech nam zaparło. Obok tętniąca życiem metropolia, a tu cisza, spokój, zieleń, ptaki. Znalazłam się w raju i za nic nie chciałam go opuszczać. Po 3km koleżanka D. postanowiła dalej marszować, a ja pobiegłam jeszcze jedną pętlę. I gdyby nie padający coraz intensywniej deszcz i czekająca na mnie D. pewnie bym tak kręciła kolejne okrążenia.
W drodze powrotnej nawijałam koleżance D. o endomodondo, GPS, ściąganiu trasy na smartphone'a, na co D. odpowiedziała ze stoickim spokojem - wiesz mnie to nie interesuje. Ona wychodzi by przebiec od punktu A do B, dotlenić oragnizm i poprawić nastrój. Świat się nie zawala, gdy przechodzi do marszu, gdy brakuje jej tchu. Ja z kolei gnam za kolejnymi kilometrami, cieszę się jak dziecko z życiówek, do których droga jest jednak długa i ciężka.
Nasuwa się myśl... Może ta niemoc wynika właśnie z tego gonienia za kilometrami, międzyczasami, tempem i tętnem. Może trzeba znaleźć się w takim lesie, aby przypomieć sobie na czym polega prawdziwe bieganie???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz