wtorek, 5 lutego 2013

Aga posród maszyn

Pogoda nie daje za wygraną. W niedzielę pojawiło się słońce,ale nie zdążyłam się nim długo nacieszyć. Znane większości biegaczom przysłowie - "nie ma złej pogody,są tylko źle ubrani biegacze" - oczywiście jest jak najbardziej prawdziwe,ale...Gdy się szuka wymówki, by się wykręcić od treningu, pogoda to najprostszy unik. Wtedy nawet lekki wiaterek czy przelotny deszczyk może urosnąć do miary burzy z gradobiciem. Niechętnie, ale jednak muszę się przyznać, że należę albo raczej należałam (biorąc pod uwagę moje ostatnie zmagania biegowo-pogodowe) do grona osób, które wymówkami rzucało  jak z rękawa. W tym roku postanowiłam jednak nie dawać tak łatwo za wygraną. Tym bardziej, że alternatywa dla tak zmiennej ostatnio pogody okazuje się dziecinnie prosta. FITNESS KLUB!


Nie lubię takich miejsc. Klimatyzowane pomieszczenia, sztuczne światło i szczególny typ osobowości (generalizując rzecz jasna!) skutecznie mnie zniechęcają. Jednak dziś, postawiona przed trzema opcjami: biegać w deszczu, nie biegać w ogóle, pobiegać na bieżni mechanicznej zdecydowałam się na tą ostatnią. Nadmienię, że poza bieżnią mechaniczną nie umiem obslugiwać praktycznie żadnej z maszyn, a jeśli już to robię to raczej intuicyjnie,na wyczucie.
Bieganie na bieżni okazało się bardzo pouczające. Primo - w końcu udało mi się określić tempo z jakim obecnie jestem w stanie biegać (Polar się popsuł,więc pozostał mi tylko stoper). Secudno - bieżna zmotywowała mnie do trzymania stalej prędkości podczas biegania. Nie było mowy o ściemnaniu, niestety;). Ale najważniejsze jest to, że odkryłam świetną maszynę kardio. Wygląda jak orbitrek, ale działa na inne partie mięśni nóg. Jak się nazywa - nie mam pojęcia. Ważne jest w tym wszystkim to,że dałam radę ćwiczyć na niej przez jedyne 10min i wymiękłam!!! Zakwasy jutro są murowane.

Konkluzja - wizyta w fitness klubie może być jednak kształcąca:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz