niedziela, 17 lutego 2013

Podejście numer dwa

Niedziela. Pobudka 8:00.
Świeżo zaparzona kawa. Płatki owsiane z bananem, łyżeczką kakao, miodu oraz otrębami.
Kilka artykułów z gazety, głęboki wdech, szybkie spojrzenie za okno.
Czas iść pobiegać.
 
To już nie zabawa. Żadne tam 5 czy 6km. Czeka mnie druga próba zmierzenia się z dystansem 12km. W głowie plątanina myśli - a jak nie podołam, odpadnę po kilkudziesięciu minutach tak jak ostatnio? Jeśli nie dam rady, to czy w ogóle jest sens przymierzać się do 14km w przyszłym tygodniu?
 
Wychodzę z klatki, na uszach mp3, rozpoczyna się utwór z odświeżonej playlisty, którą załadowałam sobie z rana. Pierwsze kroki. Idzie sprawnie i lekko. Czuję budzące się pokłady energii. Sama nie wierzę, że po tygodniu zmagania się z własnymi słabościami i wątpliwościami czy moje biegowe plany mają sens, nagle przychodzi taka odmiana. Nad Maltą co rusz spotykam biegaczy. Wielu przyjaźnie mi macha, uśmiecha się. To będzie dobry bieg.
 
13,5km. To był dobry bieg.

1 komentarz:

  1. Aga, dobrze znam te rozkminki przed niedzielnym wyjściem z domu;) Chyba nie wolno sobie pozwolić na zbytnie rozważania przed wyjściem z domu: po prostu trzeba wyjść, a reszta przyjdzie potem. A nóż okaże się, że zaliczysz dobry bieg, Jak Ty dziś:)

    OdpowiedzUsuń