Aż trudno mi uwierzyć,że dzień po tym jak wylałam z siebie całą frustrację związaną z pogodą,otwieram dziś oczy a za oknem słońce! Prawdziwe słońce i suche chodniki! To musiał być jakiś znak, w końcu dziś w planach miałam 12km. Pierwszy taki dystans od czasu ostatniej przerwy biegowej.
Wyszłam z domu pełna optymizu i energii, niestety organizm postanowił się dziś zbuntować. Bo niby czemu nie miałby? W końcu za oknem słonecznie i zachęcająco...Po 44min wiedziałam już, że zanosi się na cieżką walkę z własną głową. Powiedzmy, że zwyciężyłam ale jak zwycięzca się nie czuję. Treningi, które nie przynoszą mi satysfakcji to nie są, wg mojego słownika, treningi.
Hej Aga, czytuje Cie czasem na MP, wiec i tu bede zaglądać;) Chyba jesteśmy na podobnym poziomie wytrenowania i mamy podobne cele;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!